Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.
—   180   —

— Na nic innego nie zwracam uwagi, mój synu, prócz tego, że skarżysz się boleśnie.
— Ja?... wcale nie, — odparł Ludwik XIV — doprawdy nie, mylisz się, pani.
— Cóż to więc było Najjaśniejszy Panie?...
— Zdawało mi się, że jestem trzymany w rygorze profesorskim i rozwijam ćwiczenie szkolne.
— Synu mój, — rzekła Anna Austrjacka, kiwając przecząco głową, — źle czynisz, nie darząc mnie swojem zaufaniem. Nadejdzie dzień, a kto wie, czy on nie bliski, kiedy z potrzeby przypomnisz sobie pewnik: „Złoto jest wszechpotęgą, a ci tylko prawdziwymi są władcami, którzy są wszechpotężni...“
— Mówiąc to, matko, nie miałaś zamiaru potępienia bogaczów naszego czasu?..
— Nie — z żywością odparła Anna, — nie, Najjaśniejszy Panie; ci, co są bogaczami pod twemi rządami, są nimi, bo ty tego chciałeś, i ani urazy, ani zawiści dla nich nie czuję; dobrze służyli widocznie Waszej wysokości, skoro zezwoliłeś, aby sami się za to wynagradzali. Takie znaczenie nadaję moim słowom, które zdajesz się mi wyrzucać.
— Uchowaj Boże, pani, abym kiedykolwiek matce mojej wyrzut miał jaki uczynić!..
— Zresztą, — mówiła dalej Anna Austrjacka, — dobra tego świata chwilowo tylko dane nam są na ziemi; Bóg daje, jako środek, neutralizujący zaszczyty i bogactwa, cierpienia, choroby i śmierć; i, — dodała Anna z bolesnym uśmiechem, dowodzącym, że to ponure prawidło do siebie stosuje, — nikt wielkości swojej i bogactw nie zabiera do grobu. Z tego wynika, iż młodzi zbierają owoce z obfitych zasiewów, jakie starzy im pozostawią.
Ze wzrastającem zajęciem słuchał Ludwik słów, pełnych nacisku, wypowiedzianych przez Annę Austrjacką z widocznym zamiarem przyniesienia mu pociechy.
— Pani, — odezwał się Ludwik XIV-ty, badawczo wpatrując się w matkę — rzecby można, że masz mi coś ważniejszego do zwiastowania?...