Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.
—   182   —

pozostało pogodne, i nie było na niem ani jednej zmarszczki, którąby zarysowała niechęć.
W tejże chwili drzwi się rozwarły, i minister skarbu, Foquet, stanął przed Ludwikiem XIV-tym.
Jego to przybycie wywołało szmery wśród galerji; jego to służba sprawiła w przedpokojach ten ruch niezwykły, a cugi i powozy ten hałas w dziedzińcu.
Król z całą swobodą powitał Fouqueta skinieniem głowy, rozwijając jednocześnie pismo, doręczone mu przez woźnego.
Dostrzegł Fouquet ten ruch, a z ugrzecznieniem, pełnem swobody i szacunku zarazem, zbliżył się do Anny Austriackiej, ażeby nie przeszkadzać królowi.
Ludwik rozwinął pismo, nie czytał go jednakże. Przysłuchiwał się Fouquetowi, jak zręcznemi słowami wychwalał piękne ramiona i ręce królowej matki. Oblicze Anny wypogodziło się i prawie uśmiech na niem zajaśniał. Minister spostrzegł, że, zamiast czytać, król patrzy na niego i słucha; odwrócił się więc nawpół i, nie przerywając rozmowy z Anną Austrjacką, stanął twarzą do króla.
— Czy wiesz, panie Fouquet, — odezwał się Ludwik — że Jego eminencja jest bardzo chory?..
— Wiem o tem, Najjaśniejszy Panie — rzekł Fouquet; — rzeczywiście, jest bardzo niedobrze. Byłem właśnie w majątku moim de Vaux, gdy wieść ta do mnie dobiegła, i dlatego przybyłem, porzuciwszy tam wszystko.
— Dziś wieczorem wyjechałeś z Vaux, panie Fouquet?...
— Półtorej godziny temu, tak, Najjaśniejszy Panie, — odparł Fouquet, spoglądając na zegarek, diamentami wysadzony.
— Półtorej godziny!... — powtórzył król, siłą powstrzymując gniew, lecz nie będąc już w stanie zapanować nad zdziwieniem.
— Pojmuję zdziwienie twoje, Najjaśniejszy Panie. Wasza wysokość nie daje wiary moim słowom, i słusznie, lecz cudem prawdziwym przybyłem tutaj. Przysłano mi z Anglji trzy pary koni nadzwyczaj rączych, jak mnie zapewniono; rozstawione zostały one co cztery mile, i wypróbowałem ich właśnie dzisiejszego wieczoru. Przestrzeń, dzielącą Vaux od Luwru, przebyły