go Ludwikowi XIV-mu, w którym wszystkie tętna biły gorączkowo na wieść o przyznaniu mu tak olbrzymiej sumy.
Fouquet cofnął się kilka kroków i milczał.
— Zdaje mi się, mój synu — odezwała się królowa — że w każdym razie należy się spieszne podziękowanie człowiekowi, który cię tak obdarzył.
— Przyjmij więc i podziękuj — nalegała Anna Austriacka.
— A pan Fouquet co na to?... — zagadnął Ludwik XIV-ty.
— Wasza Królewska Mość chce wiedzieć, co o tem myślę?...
— Tak?
— Podziękuj, Najjaśniejszy Panie.
— A!... — wykrzyknęła Anna.
— Ale nie przyjmij — dokończył Fouquet.
— A to dlaczego?... zapytała Anna.
— Własne słowa twoje, Najjaśniejsza Pani, — odparł Fouquet — dlatego, że królowie nie mogą i nie powinni przyjmować darów od swoich poddanych.
Król, wobec tych dwóch przeciwnych sobie poglądów, zachowywał milczenie.
— Lecz to czterdzieści miljonów!... — przeciągle wymówiła Anna.
— Wiem o tem — śmiejąc się, rzekł Fouquet — czterdzieści miljonów to piękna suma, mogłaby nawet królewskie sumienie skusić.
— Słuchaj, mój synu, namyśl się i przyjmij — odezwała się Anna — wyższym jesteś nad plotki i wszelkie niskie pojęcia.
— Nie przyjmuj, Najjaśniejszy Panie — rzekł Fouquet. — Król, dopóki żyje, nie ma innych praw nad sumienie swoje, innego sędziego nad żądzę; lecz po śmierci jego pozostaje potomność, co wielbi go, lub potępia.
— Dziękuję, matko — odezwał się Ludwik, żegnając królowę pełnym szacunku ukłonem. — Dziękuję ci, panie Fouquet — odezwał się uprzejmie do ministra, dając mu poznać, że może się oddalić.
— Przyjmujesz?... — jeszcze raz zapytała Anna.
— Pomyślę nad tem — odparł król, spoglądając na Fouqueta.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.
— 185 —