Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.
—   19   —

— Wicehrabio... — zabrał głos książę Gaston — podziękujesz księciu Kondeuszowi i wyrazisz mu słowa wdzięczności za przyjemność, jaką mi sprawia.
Raul skłonił się głową.
— Którego dnia Jego królewska mość ma zamiar przybyć?... — mówił dalej książę.
— Według wszelkiego prawdopodobieństwa, król stanie tu dziś wieczorem.
— W jakiż więc sposób otrzymanoby moją odpowiedź, gdyby ta była odmowną?
— Miałem polecenie powrócić jak najśpieszniej do Beaugency i doręczyć tam rozkaz kurjerowi, któryby zawiózł go lotem strzały do księcia.
— Więc Jego królewska mość znajduje się w Orleanie?
— Bliżej... Wasza wysokość!... Jego królewska mość powinienby przybyć w tej chwili do Meung.
— Czy dwór mu towarzyszy?
— Tak.
— A!.. a propos... Zapomniałem zapytać się o pana kardynała.
— Jego Eminencja wygląda doskonale.
— Siostrzenice pewno mu towarzyszą?...
— Nie, Wasza wysokość, Jego Eminencja rozkazał pannom Mancini wyjechać do Brouage. Jadą lewym brzegiem Loary, gdy tymczasem dwór posuwa się prawym.
— Co?... I panna Marja Mancini także dwór opuszcza?... — zapytał książę, pozbywając się powoli ospałości i powagi.
— Panna Marja Mancini przedewszytkiem — odparł Raul dyskretnie.
Przelotny uśmiech, zaledwie dostrzegalny ślad chętki do zawikłanych intryg, jakie książę Gaston dawniej z zamiłowaniem uprawiał, przemknął się po jego ustach.
— Dziękuję; panie de Bragelonne!... — odrzekł książę — nie przyjąłbyś zapewne polecenia, jakiembym cię chętnie obdarzył, a mianowicie, abyś wyraził księciu Kondeuszowi, iż posłaniec jego bardzo mi się podoba... ale ja mu to powiem osobiście.