Kardynał pożerał oczami Ludwika XIV-go, gdyż czuł, iż zbliża się chwila stanowcza.
— A głównym przedmiotem odwiedzin moich, było najszczersze podziękowanie za ostatni dowód przyjaźni, który mi łaskawie przysłałeś.
Oblicze kardynalskie pokryły dziwne bruzdy, wargi rozchyliły się i srodze żałosne westchnienie rozsadzało mu piersi.
— Najjaśniejszy Panie — rzekł on — gotów byłem obedrzeć rodzinę moją... wszystkich moich w nędzy pogrążyć... co mi za złe poczytane być może: lecz nikt nie powie przynajmniej, że nie chciałem poświęcić wszystkiego mojemu królowi.
— Uspokój się, drogi panie Mazarini — rzekł król ze smutnym uśmiechem, w którym przebijała ironja — panny de Mancini, tracąc ciebie, największą poniosą stratę; lecz niemniej pozostaną najbogatszemi dziedziczkami Francji; a ponieważ obdarzyłeś mnie ich posagiem...
Kardynałowi tchu już brakło.
— Ja im go oddaję — dokończył Ludwik XIV-ty, dobywając z zanadrza pergamin, zawierający akt darowizny, który tyle burz wywołał w ciągu ostatnich dwóch dni w umyśle kardynała.
— Czy nie mówiłem, monsiniorze?... — dał się słyszeć z przestrzeni pomiędzy łóżkiem a ścianą szept, jak tchnienie cichutki.
— Wasza wysokość zwraca mi darowiznę!... — wykrzyknął Mazarini, tak pomieszany radością, że zapomniał o roli dobroczyńcy.
— Wasza wysokość oddaje czterdzieści miljonów!... — wykrzyknęła Anna Austrjacka, — tak zdumiona, że zapomniała o roli zasmuconej.
— Tak, panie kardynale, tak, pani — odpowiedział Ludwik XIV-ty, drąc pergamin, którego Mazarini nie śmiał jeszcze odebrać.
— Tak, unicestwiam akt, pozbawiający mienia całą rodzinę. Majątek, nabyty przez jego Eminencję, w usługach moich, do niego a nie do mnie należy.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.
— 191 —