Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.
—   193   —

— Panie kardynale!... — przerwał mu Ludwik XIV-ty.
— Najjaśniejszy Panie, posłuchaj tej rady.
— Słucham.
— Zbliż się, Najjaśniejszy Panie, gdyż coraz słabszym się czuje... Bliżej, bliżej, Najjaśniejszy Panie.
Król pochylił się nad łóżkiem umierającego.
— Najjaśniejszy Panie — rzekł Mazarini tak cicho, że słowa oddechem samym prawie, jak przestroga z grobu pochodząca, doszły do uszu króla — Najjaśniejszy Panie!... nie miej nigdy... pierwszego ministra!...
Ludwik XIV-ty wyprostował się pełen zdziwienia. Rada była spowiedzią. W istocie, ta szczera spowiedź Mazariniego stała się skarbem oczywistym.
Przekaz kardynalski, pozostawiony młodemu królowi, z pięciu wyrazów się składał; lecz były one warte według słów Mazariniego, czterdzieści miljonów.
Ludwik XIV-ty był jak odurzony przez chwilę. Mazarini zaś miał taką minę, jakgdyby powiedział rzecz najprostszą w świecie.
— A teraz, pominąwszy twoją rodzinę, czy masz jeszcze kogo do polecenia mi, panie Mazarini?
Ktoś cichutko przesunął paznogciami wzdłuż firanek, dzielących łoże kardynała od ściany.
Mazarini zrozumiał ten znak.
— Tak! mam!... — żywo zawołał — tak, Najjaśniejszy Panie; jest to pan Colbert, mój intendent. O! wypróbuj go — dodał dobitnie Mazarini — wszystko się tak stało, jak on mi przepowiedział; ma on pewny rzut oka i nie pomylił się nigdy, ani na rzeczach, ani na ludziach, co jest jeszcze więcej zadziwiające. Dużo ci zawdzięczam, Najjaśniejszy Panie, lecz, dając ci Colberta, uiszczam się z długu.
— Zgoda — rzekł niedbale Ludwik XIV-ty, gdyż, jak powiedział Mazarini, nazwiska tego nie słyszał nigdy i zapał kardynała brał za majaczenie umierającego.