Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.
—   20   —

Raul podziękował głębokim ukłonem za zaszczyt, jaki go spotkał.
Książę dał znak księżnej, a ta ujęła za dzwonek, stojący obok na stole.
W tej chwili pojawił się pan de Saint-Remy, a za nim wkrótce cały pokój zapełnił się mieszkańcami zamku.
— Panowie!... — rzekł książę — Jego królewska mość uczynił mi ten zaszczyt, iż raczy spędzić dzień jeden w Blois. Mam nadzieję, iż król, mój bratanek, nie będzie żałował łaski, którą mi wyświadcza.
— Niech żyje król!.... — zawołał z frenetycznym entuzjazmem cały tłum z panem de Saint Remy na czele.
Księżna pierwsza pomyślała o zajęciu się niezbędnemi przygotowaniami i wezwała pana de Saint-Remy.
— Nie czas na gawędy, ale na robotę — odezwała się tonem zagniewanej gospodyni.
— Spodziewam się, że szlachcic ten nie poskarży się na niewygodę — dodała, zwracając się do pana Saint-Remy.
Poczciwiec pobiegł natychmiast za Raulem.
— Księżna pani włożyła na nas obowiązek starania się, aby pan wicehrabia odpoczął u nas jak należy. Apartament dla pana jest przygotowany w zamku.
— Dziękuję, panie Saint-Remy — odrzekł Bragelonne. — Pojmujesz zapewne jak mi śpieszno zobaczyć czemprędzej ojca mego.
— To prawda... to prawda... panie Raulu... proszę mu złożyć przy tej sposobności wyrazy mego uszanowania.
Raul pozbył się nareszcie starego szlachcica i, ująwszy konia za uzdę, wyszedł z zamku.
Właśnie przechodził pod sklepieniem przedsionka, gdy naraz do uszu jego dobiegi z głębi ciemnej alei głosik dźwięczny.
— Panie Raulu!...
Raul odwrócił się zdumiony i ujrzał młodą brunetkę, która, palec przyłożywszy do ust, nakazywała mu milczenie, a równocześnie wyciągnęła drugą rękę na powitanie.
Nie znał jej wcale.