— Tak, Najjaśniejszy Panie, z poleceniem, aby doręczyć je Waszej Królewskiej Mości.
— Jakto!... oprócz czterdziestu miljonów, w testamencie zawartych?...
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— Pan Mazarini miał inne jeszcze kapitały?...
Colbert skłonił się na znak potwierdzenia.
— Ależ to otchłań, nie człowiek!... — mruknął król. — Pan Mazarini z jednej, pan Fouquet z drugiej strony; na dwóch więcej może niż sto miljonów; nie dziwie się wcale, że moje skrzynie świeca pustkami.
Colbert czekał nieruchomy.
— A czy warta zachodu suma, którą mi przynosisz?... — zagadnął król.
— Tak, Najjaśniejszy Panie, jest dość okrągła.
— Ileż wynosi?...
— Trzynaście miljonów liwrów.
— Trzynaście miljonów!... — wykrzyknął, drżąc z radości Ludwik — trzynaście miljonów, mówisz, panie Colbert?...
— Tak powiedziałem, trzynaście miljonów, Najjaśniejszy Panie.
— O których nikt nie wie?...
— O których nikt nie wie.
— I one znajdują się w twojem ręku?...
— W mojem ręku, Najjaśniejszy panie.
— I ja je mogę dostać?...
— W przeciągu dwóch godzin.
— A gdzież one są?...
— W piwnicy domu, który pan kardynał posiadał w mieście, a który raczył mi zapisać w testamencie.
— Znasz więc testament kardynała?...
— Posiadam duplikat z własnoręcznym jego podpisem.
— Duplikat?...
— Tak, Najjaśniejszy Panie, oto jest.
Colbert jak najspokojniej dobył akt z kieszeni i pokazał go królowi.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.
— 201 —