— Dziś, o jedenastej w nocy. Żądam, aby nikt o tem nie wiedział, iż je posiadam.
Colbert pozostawił te słowa bez odpowiedzi, jak gdyby nawet mowy o tem nie było.
— Czy suma ta jest w sztabach, czy też w złotej monecie?...
— W monecie złotej, Najjaśniejszy Panie.
— Dobrze.
— Dokąd mam je przysłać?...
— Do Luwru. Dziękuję ci, panie Colbert.
Colbert ukłonił się i wyszedł.
— Trzynaście miljonów!... — zawołał Ludwik XIV-ty, gdy sam już pozostał — to chyba sen!...
I wsparł głowę na dłoniach, jak gdyby spał w istocie.
Lecz podniósł czoło po chwili, odgarnął piękne włosy i, otworzywszy gwałtownie okno, skąpał je w chłodnem powietrzu poranka, przesyconem ostrym zapachem drzew i łagodną wonią kwiatów. Pełna blasków zorza poranna wschodziła na widnokręgu, a pierwsze promienie słońca koroną ognistą otoczyły czoło młodego króla.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.
— 203 —