— Tak sądzisz?... — wykrzyknął, czerwieniąc się, Ludwik XlV-ty.
— W prochby mnie starł w przeciągu tygodnia, Najjaśniejszy Panie; Wasza Królewska Mość polecasz mi kontrolę, do której nieodzowną jest siła. Przy nadintendencie intendent to znaczy niższość.
— Oparcia żądasz... nie polegasz więc na mnie?
— Miałem już zaszczyt powiedzieć Waszej Królewskiej Mości, iż za życia pana Mazariniego drugą figurą w królestwie był pan Fouquet; lecz ze śmiercią tamtego, on stał się pierwszą.
— Panie, dziś daję ci jeszcze swobodę mówienia mi wszystkiego, co ci się podoba; lecz pamiętaj, że jutro już tego nie ścierpię.
— W takim razie staję się bezużytecznym dla Waszej Królewskiej Mości.
— Już jesteś nim, skoro obawiasz się narażać, służąc mojej sprawie.
— Ja obawiam się tylko, aby mi nie zagrodzono drogi do tego.
— Czego więc żądasz?
— Żądam, aby Wasza Królewska Mość dodała mi pomocników w zajęciach intendentury.
— W takim razie urząd twój traci na wartości.
— Lecz zyskuje na bezpieczeństwie.
— Dobierz więc sobie towarzyszów.
— Panowie: Breteuil, Marin, Herrard.
— Jutro wyjdzie rozporządzenie.
— Dziękuję ci, Najjaśniejszy Panie!
— Czy to już wszystko, czego żądasz?
— Nie, Najjaśniejszy Panie, jeszcze jednej rzeczy..
— Jakiej?
— Pozwól mi utworzyć izbę sprawiedliwości.
— Nacóż ona?
— By oddać pod sąd tych, co wzięli w antrepryzę pobór podatków, i tych, co dzierżawią dochody, a którzy od lat dziesięciu czynią nadużycia.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.
— 206 —