Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.
—   207   —

— Lecz... cóż im za to zrobią?
— Trzech pójdzie na szubienicę, to zmusi innych do oddania tego, co zagarnęli.
— Niepodobna mi jednak rozpocząć panowanie od wyroków śmierci, panie Colbert.
— Wypadnie, Najjaśniejszy Panie, jeżeli nie chcesz, aby przyszło je zakończyć skazywaniem na tortury.
Król nic nie odpowiedział.
— Czy przystaje Wasza Królewska Mość?
— Pomyśle nad tem.
— Po rozwadze już będzie zapóźno.
— Dlaczego?
— Gdyż mamy do czynienia z ludźmi silniejszymi od nas, jeżeli zostaną ostrzeżeni.
— Utwórz więc izbę sprawiedliwości.
— Dobrze, utworzę ją.
— Czy to wszystko już?
— Nie, Najjaśniejszy Panie, pozostaje jeszcze jedna ważna rzecz. Jakie prawa przywiązuje Wasza Królewska Mość do tej intendentury?
— Ależ... ja nie wiem... są zwyczaje...
— Najjaśniejszy Panie, żądam, aby na tę intendenturę zostało przeniesione prawo odczytywania korespondencyj z Anglją.
— To niemożebne, mój panie, gdyż do tych korespondencyj zwołuje się radę; sam pan kardynał tak czynił.
— Sądziłem, że dziś rano Wasza Królewska Mość oświadczyła, iż rady mieć nie będzie.
— Tak, oświadczyłem.
— Niechże tedy Wasza Królewska Mość sam raczy wszystkie te listy, a nadewszystko z Anglji, odczytywać; przy tem szczególniej obstaję..
— Pan będziesz korespondencje te odbierał, a mnie zdawać będziesz z nich sprawę.
— Następnie, Najjaśniejszy Panie, co mam robić z finansami?