Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ III.
ROZMOWA.

Raul postąpił kilka kroków ku dziewczęciu, przywołującemu go w tak dziwny sposób.
— Ależ, mój koń, panienko — oderwał się zaambarasowany.
— Masz się pan czem kłopotać!... W pierwszem podwórzu jest stajnia; przywiąż tam pan swojego konia i chodź pan, tylko prędko...
— Jestem posłuszny, panienko.
W kilku chwilach załatwił to, czego od niego żądano, i powrócił do małych drzwi, gdzie spostrzegł w pół-cieniu swoją przewodniczkę na pierwszym stopniu kręconych schodów.
— Czy masz pan dość odwagi, aby pójść za mną, mości kawalerze błędny? — odezwało się dziewczę, widząc wahanie Raula.
Zamiast odpowiedzi Raul puścił się po ciemnych schodach. Przebyli trzy piętra, ona pierwsza, on za nią, dotykając ręką co chwila jedwabnej sukienki, gdy po ciemku szukał poręczy.
Za każdem głośniejszem stąpnięciem, lub krokiem, fałszywie postawionym, przewodniczka jego wołała cichutko:
— Psst!...
I podawała mu rękę drobną, aksamitną, wonną.
— Możnaby dojść w ten sposób aż na sam szczyt wieży zamkowej, nie czując zmęcenia — szepnął Raul.
— To niby znaczy, żeś pan strasznie zmęczony, strasznie ciekawy i strasznie niespokojny. Ale uspokój się pan... jesteśmy już na miejscu.