— Pójdę mu ją złożyć z prawdziwą radością; kocham bardzo pana d‘Artagnan.
— Dobrze robisz; jest to szlachetny i dzielny rycerz.
— Który cię kocha!... — powiedział Raul.
— Pewny tego jestem... Czy wiesz, gdzie on mieszka?...
— Wszak w Luwrze, w Palais-Royal, wszędzie tam, gdzie król się znajduje. Przecie dowodzi muszkieterami.
— Nie; pan d‘Artagnan jest chwilowo uwolnionym od służby, dla wypoczynku... Nie szukaj go zatem na stanowiskach służbowych. Dowiedzieć się możesz o nim u niejakiego pana Planchet.
— Niegdyś jego pachołka?...
— Tak właśnie ten, który został kupcem korzennym.
— Wiem; przy ulicy Lombardów.
— Coś w tym rodzaju... czy też przy ulicy de Areis.
— Znajdę, znajdę, panie.
— Pozdrowisz go ode mnie serdecznie i przyprowadzisz mi go na obiad przed wyjazdem moim do La Fere.
— Dobrze, panie.
— Dobranoc, Raulu.
— Panie, spostrzegam u ciebie order, którego nie znałem jeszcze; zechciej przyjąć moje powinszowanie.
— Złotego runa?... prawda... Bawidełko, mój synu... i to już nie bawi starego, jak ja, dziecka... Dobranoc, Raulu.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/217
Ta strona została uwierzytelniona.
— 217 —