Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.
—   221   —

— Ależ ty sam, panie d‘Artagnanie, łatwo się zniechęcasz, porzucając rozpoczęte dzieło; nigdy się nie dorobisz.
— O! co do mnie — odparł d‘Artagnan tonem lekceważenia — ja mam już dosyć. Miałem majątek rodzinny.
Raul wpatrzył się w niego. Ubóstwo d‘Artagnana stało się przysłowiowem. Jako gaskończyk, przewyższył niepowodzeniem w sprawach pieniężnych wszelkie gaskonady Francji i Navarry; ze sto razy słyszał Raul zestawienie dwóch tych imion: Hiob i d‘Artagnan, jak zwykle chodzą w parze imiona Romulusa i Remusa.
D‘Artagnan podchwycił to zdziwione spojrzenie.
— A wreszcie twój ojciec musiał ci powiedzieć, że byłem, w Anglji?
— Tak, panie kawalerze.
— I że mnie tam spotkał szczęśliwy wypadek?
— O tem nie wiedziałem, panie.
— Tak, jeden z moich dobrych przyjaciół, pan bardzo wielki, wice-król Szkocji i Irlandji dopomógł mi w odnalezieniu spadku.
— Spadku?
— Dość okrągłego.
— To pan jesteś bogaty.
— Fiu!...
— Zechciej przyjąć moje najszczersze powinszowania.
— Dziękuję... Patrz, otóż i mój dom.
— Przy placu Greves?
— Tak; nie lubisz tej dzielnicy?
— Przeciwnie: piękny widok. O! jakiż to ładny, starożytny dom!
— Pod wezwaniem Panny Marji, jest to dawna winiarnia, którą od dwóch dni zamieniłem na dom mieszkalny.
— Lecz swoją drogą winiarnia pozostała?
— Pardieu!
— A pan gdzie mieszka?
— Ja mieszkam u Plancheta.
— A powiedziałeś mi pan przed chwilą: „oto mój dom!“