Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.
—   224   —

gdyś Hektora i Priama w mieście Troi; a na to kobiety dawaj płakać, a mury dawaj się śmiać, a setki uliczników dawaj klaskać w dłonie i krzyczeć: „Bij! zabij!“ gdy nie szło o muszkietera! Mordioux, wy tego już nie ujrzycie.
— Srogim jesteś dla króla, drogi panie d‘Artagnan, a zaledwie go znasz.
— Ja? Posłuchaj mnie, Raulu; dzień po dniu, godzina po godzinie — dobrze zachowuj w pamięci moje słowa — ja ci przepowiadam, co się będzie dziać. Gdy umrze kardynał, będzie go opłakiwał; dobrze: to jeszcze jedno z najmniejszych głupstw, tembardziej, jeżeli ani jednej łzy nie uroni.
— Następnie?
— Następnie, każe panu Fouquet, aby wyznaczył mu pensję i osiądzie w Fonteneblau dla pisania wierszy do jakichś tam Mancinich, którym królowa oczy wydrapie. Królowa, widzisz, jest hiszpanką, a za świekrę ma panią Annę Austrjacką. Znam ja ten ród Hiszpanów z domu Austrjackiego.
— Następnie?
— Następnie, zdarłszy srebrne galony ze swoich Szwajcarów, bo hafty za drogo kosztują, muszkieterów przemieni na piechotę, bo owies i siano na każdego konia kosztuje dziennie pięć soldów.
— O! panie, nie mów tego.
— Co mnie to obchodzi! wszak już nie jestem muszkieterem? Niech będą konni, czy piesi, niech noszą szpikulce, rożny, szpady albo nic, wszystko mi jedno!
— Drogi panie d‘Artagnan, błagam cię, nie mów tak źle o królu... Jestem prawie w jego służbie i ojciec mój miałby wielki żal do mnie, żem słuchał, z ust twoich nawet, słów ubliżających jego Wysokości.
— Twój ojciec?... E! to rycerz wszelkiej podejrzanej sprawy... Pardieu! tak, zapewne, twój ojciec to bohater, to Cezar, nie przeczę; lecz to człowiek, pozbawiony trafnego oka.
— Wybornie, kawalerze!... — rzekł śmiejąc się Raul — teraz już i ojca mojego poczniesz szkalować, tego, którego zwa-