— Dalej, złość się dla podniecenia — myślał dalej muszkieter — dogodzisz mi bardzo... i ja też, onego czasu, w Blois, nie sięgnąłem jeszcze do dna mojego worka.
Powstał Ludwik, ręką przesunął po czole, a zatrzymując się następnie wprost d‘Artagnana, wpatrzył się w niego wzrokiem, rozkazującym i dobrotliwym zarazem.
— Czego on chce ode mnie, ciekawym? niechże już raz skończy — mówił sobie w duchu muszkieter.
— Panie, wiesz zapewne, że pan kardynał umarł?
— Przypuszczałem, Najjaśniejszy Panie.
— Z tego wynika, że wiesz, iż jestem panem u siebie?
— Rzecz ta nie ze śmiercią kardynała się rozpoczęła, Najjaśniejszy Panie; kto chce, zawsze jest u siebie panem.
— Tak, lecz czy przypominasz sobie to wszystko, coś mi powiedział w Blois?
— Otóż masz — pomyślał d‘Artagnan — nie omyliłem się. Ha! tem lepiej! to znaczy, że mam jeszcze delikatny węch.
— Nie odpowiadasz mi?... — zagadnął Ludwik.
— Najjaśniejszy Panie, zdaje mi się iż przypominam sobie...
— Zdaje ci się tylko?
— To dawno już temu.
— No... jeżeli ty zapomniałeś, to ja za to pamiętam, ja. Powiedziałeś mi wtedy; słuchaj uważnie.
— O! Najjaśniejszy Panie, słucham jak najuważniej, gdyż prawdopodobnie rozmowa weźmie obrót, bardzo dla mnie zajmujący.
Ludwik raz jeszcze popatrzył na muszkietera. Ten zaś pogładził ręką pióro u kapelusza, następnie wąsy, i czekał nieustraszony.
Ludwik XIV-ty ciągnął dalej:
— Porzuciłeś pan moją służbę, po wypowiedzeniu mi całej prawdy?
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— Czyli oświadczywszy mi wszystko, coś uważał za prawdziwe o moim sposobie myślenia i postępowania. Zacząłeś od
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/231
Ta strona została uwierzytelniona.
— 231 —