W tejże chwili ktoś poskrobał do drzwi gabinetu, król z dumą podniósł głowę.
— Przepraszam cię, panie d‘Artagnan — rzekł — to pan Colbert przychodzi do mnie z raportem. Wejdź pan, panie Colbert.
D‘Artagnan usunął się na stronę. Colbert wszedł ze zwojem papierów w ręku i przystąpił prosto do króla.
Samo się przez się rozumie, że Gaskończyk nie pominął sposobności rzucenia bystrego i szybko orientującego się spojrzenia na nową postać, która się ukazała.
— Spełnione zostało już dochodzenie?... — zapytał król Colberta.
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— I cóż powiadają sędziowie śledczy?
— Powiadają, iż obwinieni zasłużyli na konfiskatę majątku i śmierć.
— A! a!... — wykrzyknął król ze spokojem w twarzy, spoglądając z pod oka na d‘Artagnana. — A twoje zdanie w tym względzie, panie Colbert?... — zapytał.
Colbert także spojrzał na d‘Artagnana. Krępująca obecność jego mówić mu nie dozwalała.
Zrozumiał to Ludwik XIV-ty.
— Swobodnie, panie Colbert — rzekł — to pan d‘Artagnan, — czy go nie poznajesz?
Dwaj ci ludzie obrzucili się wzajemnie wzrokiem, d‘Artagnan okiem śmiałem i błyszczącem; Colbert zaś napół przysłoniętem i zamglonem.
Jawna nieustraszoność jednego drugiemu nie podobała się mocno, podstępna przezorność finansisty nie przypadła do smaku żołnierzowi.
— A! a! to pan, któremu się tak powiodło w Anglji — odezwał się Colbert.
I lekko skłonił się d‘Artagnanowi.
— A! a!... — rzekł Gaskończyk — to pan, który szwajcarom oberżnął srebro z galonów... Chwalebna oszczędność!
I złożył mu ukłon głęboki.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.
— 236 —