Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.
—   241   —

kując się, pomimo edyktów moich i ojca mojego. Zaprowadzisz jak można najprędzej karność i porządek w służbie.
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— Nie odstąpisz od mojej osoby.
— Dobrze.
— I w armji przy boku moim iść będziesz i obozować koło mojego namiotu.
— W takim razie, Najjaśniejszy Panie, jeżeli taki obowiązek wkładasz na mnie, nie potrzebuje Wasza Królewska Mość dawać mi dwudziestu tysięcy liwrów, których nie zarobię.
Ludwik XIV śmiać się począł.
— Przebiegły Gaskończyk z ciebie, panie d‘Artagnan; tajemnicę moją z pod serca mi wyciągasz.
— A!... to Wasza Królewska Mość ma tajemnicę?...
— Tak, mój panie.
— Przyjmuję zatem dwadzieścia tysięcy liwrów, a tajemnicę zachowam, gdyż w czasach, w których żyjemy, dyskrecja ceny niema. Czy Wasza Królewska Mość zechce teraz mówić?..
— Wdziejesz długie buty, panie d‘Artagnan, i wsiądziesz na konia.
— Natychmiast?...
— Za dwa dni.
— Tak, to dobrze, Najjaśniejszy Panie, gdyż, przed wyjazdem, mam własne sprawy do uregulowania, w razie, jeżeli tam przyjdzie guza oberwać.
— Może się i to przytrafić.
— Zgoda i na to. Ale, Najjaśniejszy Panie, przemawiałeś do chciwości, do chęci wyniesienia się, do serca d‘Artagnana przemawiałeś, a zapomniałeś o jednej rzeczy.
— O jakiej?...
— Nie przemawiałeś do próżności: kiedyż zostanę kawalerem orderu królewskiego?...
— Czy zależy ci na tem?...
— Ależ rozumie się. Mój przyjaciel Athos jest cały wyszamerowany, to mnie razi.