Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/245

Ta strona została uwierzytelniona.
—   245   —

— Ja tego nie chcę. Zatrzymasz mieszkanie twoje w mieście; ja je zapłacę. Odjazd zaś oznaczam na nocną porę, ze względu, że nikt nie powinien cię widzieć, aby nie wiedziano, że z mego rozkazu wyjeżdżasz... Język za zębami, panie d‘Artagnan!...
— Tem słowem wszystko Wasza Królewska Mość popsułeś, coś dotąd powiedział.
— Pytałem cię, gdzie mieszkasz, bo niezawsze mogę posyłać po ciebie do pana hrabiego de la Fere.
— Mieszkam u pana Planchet, kupca korzennego, ulica Lombardów, pod „Złotym tłuczkiem“.
— Wychodź niewiele, mniej się jeszcze pokazuj i czekaj moich rozkazów.
— Trzeba mi jednak iść po pieniądze, Najjaśniejszy Panie.
— To prawda; lecz do intendentury takie tłumy zachodzą, że łatwo się możesz w nich zamieszać.
— Nie mam kwitu na odbiór, Najjaśniejszy Panie.
— Oto jest.
Król położył podpis.
Obejrzał go d‘Artagnan dla upewnienia się, czy wszystko w porządku.
— Adieu, panie d‘Artagnan — dodał król — sądzę, iż zrozumiałeś mnie należycie?...
— Zrozumiałem, iż Wasza Królewska Mość posyła mnie do Belle-Isle-en-Mer, nic więcej...
— By dowiedzieć się?...
— Jak postępują roboty pana Fouqueta; to wszystko.
— Dobrze; przypuszczam, że możesz być schwytany.
— Ja tego nie przypuszczam — zuchwale odparł Gaskończyk.
— Zabitym... — ciągnął król dalej.
— To nieprawdopodobne, Najjaśniejszy Panie.
— W pierwszym przypadku, milczysz; w drugim żaden świstek mówić za ciebie nie będzie.