Podczas gdy d‘Artagnan powraca do Plancheta, oszołomiony, z głową ociężałą, skutkiem tego, co go spotkało najniespodziewaniej, odbyła się scena w innym zupełnie rodzaju, która jednak nie była obcą rozmowie, jaką nasz muszkieter świeżo prowadził z królem.
Tylko, że to, co mamy opowiedzieć, działo się opodal Paryża, w wiosce Saint-Mande, w domu, należącym do ministra skarbu, pana Fouquet.
Minister, razem z pierwszym sekretarzem, dźwigającym wielką tekę, pełną papierów do przejrzenia i takich, którym brakowało już tylko ostatniego podpisu, przybył do swej wielkiej posiadłości.
Było koło piątej godziny wieczorem, domownicy już zjedli obiad; przygotowywano kolację dla dwudziestu zaproszonych osób.
Pan minister wyskoczył z karety, wbiegł szybko do sieni, minął cały rząd świetnych apartamentów, i udał się prosto do swojego gabinetu, oświadczając, iż zamyka się z powodu nawału pracy. Zapowiedział także, aby pod żadnym pozorem nie przerywano mu samotności, chyba tylko na rozkaz królewski.
Zaraz po tej zapowiedzi, Fouquet zamknął się, a dwóch przybocznych lokajów stanęło przy drzwiach na straży. Wtedy minister nacisnął sprężynę a ruchoma ściana zasłoniła wejście, zapobiegając, aby nie doszło do niczyich uszu ni oczu to, co