— Powiedziałem ci, margrabino, że to nic nie szkodzi, będę miał Colberta pod ręką, to nawet daleko lepiej.
— Tak, lecz to nie wszystko, jak ci wiadomo, Margerita jest w przyjaźni z panią d‘Emerys i z panią Lyodot.
— Tak.
— Otóż Colbert dużo jej mówił o wielkich bogactwach tych dwóch panów i o przywiązaniu i oddaniu ich dla pana.
— O!... tych dwóch jestem pewny; do śmierci wierni mi pozostaną.
— Następnie, ponieważ pani Vanel z powodu jakiejś wizyty, musiała zostawić samego pana Colberta, a ten zawsze jest gotów do pracy, otóż zaledwie odeszła, wyjął ołówek z kieszeni, a ponieważ papier leżał na stole, zaczął tym ołówkiem robić notatki.
— Notatki o panu Emerys i panu Lyodot?...
— Tak, właśnie.
— Ciekaw byłbym wiedzieć, co było w tych notatkach.
— Otóż ja właśnie przyniosłam te papiery.
— Pani Vanel wzięła notatki Colberta i mnie je przysłała?...
— Nie, lecz trafem, bardzo podobnym do cudu, dostała się jej kopją jego pisma.
— Jakim sposobem?...
— Posłuchaj. Mówiłem przecie, że Colbert zastał papier na stole.
— Tak.
— Że wyjął z kieszeni ołówek.
— Tak.
— I pisał na tym papierze.
— Tak.
— Otóż, ołówek był twardy. Nia wierzchnim arkuszu, mocno przyciskając, pisał czarno, a na drugim, pod spodem leżącym odbijał wyrazy.
— A potem?...
— Colbert podarł pierwszy arkusz, lecz drugi na myśl mu nie przyszedł.
— Cóż z tego?...
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/254
Ta strona została uwierzytelniona.
— 254 —