Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/255

Ta strona została uwierzytelniona.
—   255   —

— Na drugim można było wyczytać, co na pierwszym było wypisane: pani Vanel przeczytała i przysłała po mnie...
— A!...
— Przekonawszy się, że jestem ci oddaną przyjaciółką, powierzyła mi papier i zarazem tajemnice tego domu.
— Gdzież ten papier?... — zapytał Fouquet nieco zmieszany.
— Oto jest, przeczytaj pan, — rzekła margrabina.
Fouquet czytał:
„Nazwiska poborców, których osądzić i skazać potrzeba, przez najwyższą Izbę sądową: d‘Emerys, przyjaciel M. F.; Lyodot, przyjaciel M. F.; de Vanin, obojętny“.
— D‘Emerys, Lyodot?... — zawołał Fouquet, odczytując po raz drugi.
— Przyjaciele M. F. — wskazała paluszkiem margrabina.
— Lecz co znaczą te słowa: „Skazać w Izbie sądowej?“...
— Na Boga!... — rzekła margrabina — to jasne, zdaje mi się. Nie doszedłeś do końca jeszcze, czytajże, czytaj.
Fouquet czytał dalej:
„Dwóch pierwszych na śmierć, trzeciego wydalić, wspólnie z panem d‘Hautemont, z panem de la Valette, których majątki będą jedynie skonfiskowane“.
— Wielki Boże!... — wykrzyknął Fouquet — na śmierć, na śmierć Lyodot i d‘Emerys!... Choćby nawet sąd najwyższy skazał ich na śmierć, to przecie król nie podpisze wyroku, a nie ścina się głowy bez podpisu królewskiego.
— Król mianował intendentem pana Golberta!...
— O!... — zawołał Fouquet, jakgdyby ujrzał przepaść, roztwierającą się niespodzianie — to niepodobieństwo!... niepodobieństwo!... Lecz kto pociągnął ołówkiem pismo Colberta?...
— Ja, z obawy, żeby się nie zatarło.
— O!... ja się dowiem o wszystkiem!...
— Nic się nie dowiesz; zanadto pogardzasz twoim nieprzyjacielem...
— Przebacz mi, droga margrabino; posłuchaj łaskawie; tak, Colbert jest moim wrogiem, wierze temu; Colbert jest człowiekiem, wzbudzającym obawę, przyznaje; lecz ja mam czas przed