chociaż ty czasem nie podlegasz tej ogólnej zasadzie, kochany Gourvillu, ale życzeniem jest mojem, aby inni szanowali ten rozkaz.
— O, panie, dziś nicby mnie nie powstrzymało: rozkazy, drzwi, zamki i mury, wszystkobym był skruszył, obalił, rozbił...
— Chodzi więc o coś bardzo ważnego?... — zapytał Fouquet.
— O tak, przysięgam panu — rzekł Gourville.
— Cóż się stało tak nadzwyczajnego?... — ciągnął Fouquet wzruszony trochę pomieszaniem swego najbliższego powiernika.
— Panie, utworzono tajny sąd przysięgłych.
— Wiem o tem, lecz czy już sędziowie rozpoczęli czynności, Gourvillu?...
— Nietylko już działają, ale wydali nawet wyrok....
— Wyrok?... — rzekł minister, nie mogąc ukryć bladości i dreszczu. — Wyrok!... na kogo?...
— Na dwóch pańskich przyjaciół.
— Lyodot i d‘Emery skazani, wszak prawda?...
— Tak, proszę pana.
— Jakiż to wyrok?...
— Wyrok śmierci.
— Już wydany?... Mylisz się, Gourvillu, to niepodobieństwo.
— Oto kopja wyroku, który król ma dziś podpisać, jeżeli go dotychczas nie podpisał.
Fouquet porwał chciwie papier, przeczytał i oddał Gourvillowi.
— Król tego nie podpisze — powiedział.
Gourville potrząsnął głową.
— Panie łaskawy, Colbert to śmiały doradca... nie spuszczaj się na to...
— Znowu Colbert!... — zawołał Fouquet — od kilku dni nazwisko to ciągle obija się o uszy moje, i ty znów je powtarzasz?... Niech Colbert wystąpi, a zobaczymy; niech tylko głowę podniesie... zmiażdżę go bez litości; lecz pojmujesz, iż potrzebuję jakiegoś punktu, na którym byłbym w stanie wzrok zatrzymać, jakiejś powierzchni, abym nogę postawił i stratował..
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/258
Ta strona została uwierzytelniona.
— 258 —