— A potem?... — rzekł Fouquet odważnie, gdyż rozumiał, że dla takiej bagateli opatby go nie fatygował.
— Tysiąc mojemu rzeźnikowi, który nie chce mi już mięsa dostarczać.
— Co dalej?...
— Tysiąc dwieście krawcowi!... — ciągnął opat — ten łotr przeklęty zabrał mi siedem ubrań dla służby, przez co liberja moja nie w komplecie, a moja pani mówi już o zastąpieniu mnie poborcą podatków.
— Cóż jeszcze?... — rzekł Fouquet.
— Uważasz pan zapewne — rzekł opat pokornie — że nic nie żądałem dla siebie.
— To bardzo delikatnie — odparł Fouquet — to też, jak widzisz, oczekuję...
— I nic nie żądam, o!... nic a nic... nie dlatego, ażebym nie potrzebował... zaręczam panu.
Minister myślał przez chwilę.
— Tysiąc dwieście pistolów krawcowi — powiedział — to bardzo wiele...
— Utrzymuję stu ludzi!... — rzekł opat z dumą — sadzę, że to kosztuje.
— Na co aż stu ludzi?... — powiedział Foquet — czyż jesteś Richelieum albo Mazarinim, żeby się taka strażą otaczać?... Do czego ci służą ci ludzie, powiedz mi otwarcie?...
— Pan pytasz o to?... — rzekł opat; — a!... jak możesz podobne zapytania dawać, dlaczego trzymam stu ludzi?... A!...
— Ależ tak, jeszcze raz pytam, do czego ci taka zgraja, odpowiedz?...
— Niewdzięczny!... — ciągnął opat, rozczulając się coraz bardziej.
— Wytłomacz się, opacie.
— Ależ, panie ministrze skarbu, ja dla siebie, osobiście, miałbym dosyć jednego służącego, a nawet i bez tegobym się obszedł; ale pan, pan, który masz tylu wrogów... stu ludzi nie wystarcza mi na twoją obronę. Co znaczy ta setka!... trzebaby mieć z dziesięć tysięcy. Trzymam tę hołotę dlatego je-
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/262
Ta strona została uwierzytelniona.
— 262 —