Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.
—   266   —

— Hola!... Vatel!... — rzekł głosem rozkazującym.
— Ostrożnie, panie łaskawy — rzekł Gourville — możesz być poznanym.
— I owszem... nie dbam o to, Vatel?...
Mężczyzna, ubrany czarno i fjoletowo, odwrócił się.
Na twarzy miał wyraz dobroci profesora i słodycz matematyka, tylko bez zarozumiałości właściwej ludziom tego rodzaju. W oczach błyszczał ogień, uśmiech dosyć miły krasił usta, lecz dobry spostrzegacz domyśliłby się odrazu, że ten ogień i uśmiech nic nie oznaczał i nic nie oświecał.
Vatel śmiał się bezmyślnie, a zajmował się swoją robotą jak dziecko. Na dźwięk głosu posłyszanego, odwrócił się:
— O!... — rzekł, — jaśnie pan...
— Tak, ja sam. Co tu robisz, u djabła, Vatelu?... Kupujesz wina w szynku przy placu Greve?...
— Ależ, jaśnie panie, — odparł Vatel spokojnie, a patrząc na Gourvilla ponuro — poco się pan do tego miesza?... — Czyż źle utrzymuję piwnicę pańska?...
— No, nie, Vatelu, ale...
— Co za ale!... — odrzekł Vatel.
Gourville dotknął ręki ministra.
— Nie gniewaj się, Vatelu, sadziłem, że moja piwnica, to jest twoja piwnica, tak jest zaopatrzona, iż nie potrzebuje się uciekać do pomocy jakiejś tam winiarni.
— E!... panie, — rzekł Vatel, z niejaką pogardą, nie dodając już tytułu jaśnie-pańska piwnica jest w ten sposób uprowidowana, że niektórzy goście, zaproszeni na obiad, nie piją wcale.
Fouquet, zdziwiony, spojrzał na Gourvilla, potem na Vatela.
— Co ty mówisz?...
— Mówię, że pański piwniczy nie posiada wina, stosownego dla wszystkich; że pan de la Fontaine, pan Pellisson i pan Conard, nie piją wcale, gdy do nas przyjadą. Ci panowie nie lubią dobrych gatunków, cóż na to poradzić?...
— A zatem?...