Ta strona została uwierzytelniona.
— 27 —
I już miała roześmiać się głośno, lecz powstrzymała ją od tego tragi-komiczna mina Raula, zagniewanego na siebie, iż w jednym dniu mimowoli podchwycił tyle sekretów...
— Panno Montalais... doprawdy nie wiem, jak odwdzięczyć się za tyle dobroci.
— Przyjdzie czas, że się policzymy, a tymczasem umykaj pan co tchu, panie wicehrabio, bo pani Saint-Remy nie jest wcale pobłażliwa i mogłaby nam tu nasłać kogoś w odwiedziny, niezbyt wesołe dla nas wszystkich... Do widzenia!...
I z temi słowami wypchnęła prawie Raula, który, przekradłszy się nieznacznie przez podwórze, dosiadł konia i popędził tak, jak gdyby miał na karku wszystkich ośmiu strażników księcia pana.