Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.
—   276   —

— A czy pan Fouquet ne kupił wielkiego ogrodu w Saint-Mande i czy my wraz z nim i przyjaciółmi jego nie żyjemy w nim spokojnie.
— Tak, bezwątpienia, nieszczęściem tylko, że ogród i przyjaciele nie stanowią podobieństwa. Wskaż mi więc, w czem zasada pana Fouquet zbliżona jest do Epikura?
— Oto w tem: „Rozkosz daje szczęście“.
— Co dalej?
— Jakto?
— Sądzę, iż nie czujemy się nieszczęśliwymi, przynajmniej ja. Obfita biesiada, wino Joigny, które umyślnie dla mnie sprowadzają z mojej uprzywilejowanej winiarni; ani jednego niedorzecznego wybryku w ciągu kolacji trwającej całą godzinę, pomimo obecności dziesięciu miljonerów i dwudziestu poetów.
— Złapałem cie. Mówiłeś o winie Joigny i o obfitej biesiadzie i czy jeszcze trwasz przy swojem?
— Trwam, Antecho, jak mówią w Port-Royal.
— Przypomnij sobie zatem, że wielki Epikur karmił się chlebem, jarzynami i czystą wodą, uczniom swoim zalecając to samo.
— To nie jest pewnem — rzekł La Fontaine — i kto wie, czy nie mieszasz Epikura z Pytagorasem, drogi mój Conrarcie.
— Przypomnij sobie także, iż ten filozof starożytny niezbyt sprzyjał bogom i urzędnikom administracyjnym.
— O! i ja tego nie znoszę — odparł La Fontaine — Epikur to drugi pan Fouquet.
Przechodzący się po ogrodzie poczęli się zbierać pomału wkoło gęstwiny, zwabieni wykrzyknikami tych, co się tam sprzeczali.
Cała ta rozprawa wysłuchana została w wielkiem skupieniu ducha, sam Fouquet nawet, pomimo wzburzenia, pierwszy dał przykład powściągliwości.
W chwili, gdy ogólna wesołość objawiała się najżywszemi oznakami, z przeciwnej strony ogrodu zjawił się Gourville i, podchodząc do Fouqueta z wlepionemi w niego oczami, obecnością swoją oderwał go od towarzystwa.
Pan minister skarbu zachował na twarzy uśmiech najzupeł-