— O zaprowadzenie mnie do pokoju, gdzie się znajdują panowie Lyodot i d‘Emerys.
— Czy mogę wiedzieć, dlaczego?
— Powiem w ich obecności, panie komendancie, a jednocześnie dam ci sposób, aby zatrzeć ucieczkę...
— Ucieczkę! Więc nie chcesz, ekscelencjo?...
— O czem?
— Niema już tutaj panów Lyodot i d‘Emerys.
— Od kiedy?... — zawołał Fouquet zadrżawszy.
— Od kwadransa.
— Gdzież są obecnie?
— W wieży winseńskiej.
— Kto ich stąd zabrał?
— Rozkaz królewski.
— Nieszczęście!... — krzyknął Fouquet, bijąc się w czoło. — Nieszczęście!
Nie odezwał się więcej, siedział, jak martwy, z rozpaczą w duszy.
— Co teraz będzie?... — rzekł Pellison.
— Ha! przyjaciele moi zgubieni! Colbert zamknął ich w wieży... Ich to właśnie spotkaliśmy przy arkadach mostu św. Jana.
Pellison, jak piorunem rażony, milczał. Czuł dobrze, iż najlżejszą wymówką zabiłby swego pana.
— Dokąd jaśnie pan każe jechać?... — zapytał lokaj.
— Do Paryża, do mego pałacu. Pellisson wracaj do Saint-Mande i przywieź mi natychmiast opata. Śpiesz się!...
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/284
Ta strona została uwierzytelniona.
— 284 —