Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/294

Ta strona została uwierzytelniona.
—   294   —

Lecz d‘Artagnan więcej był zmieszany, niż hrabia i przy każdem nowem tłomaczeniu czuł, że pogrąża się coraz bardziej.
— Wyjeżdżam jutro przed świtem — powiedział nakoniec. — Mam czas wolny do wieczora, Raulu, czy pójdziesz ze mną?
— Najchętniej, panie kawalerze — rzekł młody człowiek — jeżeli tylko nie jestem potrzebny hrabiemu.
— Nie, Raulu, mam dziś tylko posłuchanie u księcia brata królewskiego.
Raul zażądał szpady, Grimami podał mu ją niezwłocznie.
— Żegnaj więc, drogi przyjacielu — dodał d‘Artagnan, wyciągając ręce do Athosa.
Athos objął go i trzymał długo w uścisku, a nasz muszkieter wdzięczny za dyskrecję, szepnął mu do ucha: „Tajemnica stanu“, na co Athos odpowiedział znaczącym uściskiem ręki.
Rozstali się nakoniec. Raul ujął ramię starego przyjaciela, który poprowadził go przez ulicę św. Honorjusza.
— Zaprowadzę cię do świątyni bożka Plutosa — rzekł d‘Artagnan do młodzieńca — przygotuj się ujrzeć stosy złota. Boże mój! jak ja się zmieniłem!
— Oho! co to za tłumy na ulicy — odezwał się Raul.
— Czy to procesja dzisiaj?... — zapytał d‘Artagnan przechodnia.
— Wieszają, proszę pana — odrzekł tenże.
— Jakto! wieszają?... — mówił d‘Artagnan — na placu Greve?
— Tak, panie.
— Niech djabli porwą hultaja, którego muszą wieszać akurat w dniu, gdy ja potrzebuję iść odebrać komorne!... — zawołał d‘Artagnan. — Raulu, czy widziałeś, jak wieszają?
— Nigdy, panie... dzięki Bogu!
— Otóż to młodość... Gdybyś stał na posterunku w okopach, jak to już bywało, i gdyby szpieg... Przebacz, Raulu, zaczynam bajać... Masz rację, okropny widok... Panie, powiedz z łaski swojej, o której godzinie będą wieszać?
— O trzeciej, proszę pana, tak zapowiedziane — odrzekł za-