Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/306

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XLV.
W JAKI SPOSÓB DJAMENT PANA D‘EMERYS, PRZESZEDŁ W RĘCE D‘ARTAGNANA.

Podczas gdy te wszystkie okropności działy się na placu Greve, gdy w jednej stronie ciała dwóch nieszczęśliwych bujały w powietrzu, a dołem krew lała się w zażartej walce, podczas tego mówimy, poza parkanem ogrodu kilkunastu zbrojnych podsadzało na koń jednego z pomiędzy siebie, poczem sami, jak stado ptaków spłoszonych, rozpierzchli się w różne strony, to przesadzając ogrodzenie, to z odwagą rozpaczy umykając wprost otwartą furtką.
Jeździec zaś spiął konia ostrogami, tak, że o mało biedne zwierzę murów nie przeskoczyło, i puścił się lotem błyskawicy przez plac Baudoyer, rozpychając, tratując tłumy, nie zważając na krzyki, groźby i przekleństwa. W dziesięć minut osadził konia przed drzwiami intendentury, bardziej jeszcze zadyszany, niż jego wierzchowiec.
Na odgłos kopyt końskich, rozlegający się po bruku, opat Fouquet ukazał się w oknie i zanim jeździec zdążył stanąć na ziemi:
— Hejże! Denicamp! Co słychać?.. — zawołał wychylając się oknem.
— Już po wszystkiem — brzmiała odpowiedź.
— Już po wszystkiem?.. — krzyknął opat — więc ocaleni?
— Nie, proszę pana, powieszeni.
— Powieszeni!.. — powtórzył opat, blednąc.