Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/311

Ta strona została uwierzytelniona.
—   311   —

mają wasi urzędnicy skarbowi; przychodzę do pana Fouqueta, ażeby odebrać sumę, przekazaną mi przez Najjaśniejszego Pana, a tu przyjmują mnie jak żebraka, proszącego o jałmużnę, lub jak złodzieja, mającego zamiar przywłaszczyć sobie coś ze sreber pana ministra.
— Lecz, kochany panie d‘Artagnan, wymieniłeś pana Colberta i powiedziałeś nawet, że do niego idziesz?...
— I z pewnoścą pójdę, chociażby dlatego, aby żądać ukarania ludzi, którzy chcieli mój dom spalić, wołając: „Niech żyje Colbert!...
Gourville nadstawił uszu.
— Aha!... — powiedział — czy o tem pan wspomina, co się na Greve stało?...
— O tem właśnie.
— W czemże to pana dotyczy?...
— Jakto!... pytasz pan, co mnie obchodzi, że pan Colbert chciał zrobić stos z mojego domu?...
— Więc to pański dom chciano podpalić...
— Tak, na Boga!...
— To winiarnia pod znakiem „Panny Marji“ do pana należy?...
— Od tygodnia.
— A!... to pan jest tym dzielnym kapitanem, tą waleczna szpadą, która rozpędziła tych, co chcieli spalić skazańców?...
— Kochany panie Gourville, postaw się na mojem miejscu: jestem urzędnikiem porządku publicznego i właścicielem zarazem. Moim obowiązkiem, jako kapitana, jest pilnować wykonania rozkazów królewskich. Jako właściciel, nie mogę pozwolić, aby dom mój spalono. Byłem zatem obrońcą prawa i własnego interesu, oddając panów Lyodot i d‘Emerys w ręce łuczników.
— Więc to pan wyrzuciłeś oknem człowieka?...
— Ja sam — odparł d‘Artagnan skromnie.
— Pan zabiłeś Mennevilla?...
— Byłem tym nieszczęśliwym — rzekł d‘Artagnan z ukłonem.
— To pan wreszcie sprawiłaś, że powieszono skazanych?...