Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.
—   317   —

Wszystko to jest, dziełem ministra skarbu; wiadomo przecie, że skazani byli jego przyjaciółmi z lat dziecięcych?
— To prawda — pomyślał d‘Artagnan — teraz zaczynam rozumieć... Niech co chcą mówią, ja swoje powiem, że pan Fouquet jest zacnym człowiekiem.
— Czy pewni jesteście, że Menneville nie żyje?.. — mówił Colbert.
D‘Artagnan osądził, że przyszła pora odezwać się.
— Jak najpewniejsi, panie — odpowiedział, podchodząc.
— O! to pan?... — rzekł Colbert.
— We własnej osobie — odpowiedział muszkieter zwykłym swobodnym tonem — pokazuje się, że miałeś pan w Mennevillu wroga, co się nazywa.
— Mylisz się, mój panie, to nie ja, lecz król miał w nim wroga — odpowiedział Colbert.
— Bydlę!... pomyślał d‘Artagnan — bawi się w hypokryzję ze mną... Otóż — dodał głośno — cieszę się bardzo, żem oddał prawdziwą usługę królowi: czy będziesz pan łaskaw zawiadomić o tem Najjaśniejszego Pana, mości intendencie?
— Cóż to za polecenie mi dajesz? uważaj pan na to, co mówisz — odparł Colbert głosem cierpkim i nieprzychylnym.
— Żadnego polecenia nie daję i o nic nie proszę — mówił d‘Artagnan ze spokojem prawdziwego szydercy. — Sądziłem, iż nic łatwiejszego, jak powiedzieć królowi, że to ja, znalazłszy się trafem, wymierzyłem sprawiedliwość Mennevillowi i doprowadziłem wszystko do porządku.
Colbert spojrzał pytająco na dowódcę straży.
— O! to najprawdziwsza prawda — rzekł tenże — ten pan był naszym wybawcą.
— Czemużeś pan od razu nie powiedział z czem przychodzisz? — mówił Colbert z ironją — wszystkoby się było wyjaśniło, z korzyścią dla pana więcej, niż dla kogo innego.
— Jesteś w błędzie, panie intendencie, nie przyszedłem wcale, aby ci cośkolwiek opowiadać.
— Zawsze to czyn waleczny, mój panie.