można panu powinszować — rzekł Colbert z gorzkim uśmiechem.
— O rzekł!... d‘Artagnan, — król przepraszał mnie, że daje tak mało; to też obiecał dodać, jak będzie bogatszy; lecz muszę dokończyć, bo mi pilno...
— I pomimo wątpliwości króla, minister skarbu wypłacił?
— Tak samo, jak pomimo zapewnienia monarchy, pan odmówiłeś wypłaty.
— Nie odmówiłem przecie, prosiłem tylko, żebyś pan zaczekał... Powiadasz zatem, że pan Fouquet dał ci pięć tysięcy liwrów?...
— Tak samo, jakbyś pan był zrobił... Tylko że on trochę lepiej postąpił, kochany panie.
— Cóż on zrobił?...
— Wyliczył mi bardzo grzecznie okrągłą sumę, dodając, że dla króla skarb jest zawsze pełny.
— Okrągłą sumę!... Pan Fouquet wyliczył panu dwadzieścia tysięcy, zamiast pięciu?...
— Tak, panie.
— Z jakiego powodu?...
— Aby mi oszczędzić odwiedzin w kasie intendentury; to też mam tu w kieszeni dwadzieścia tysięcy nowiuteńkiem złotem, widzisz pan zatem, że mogę odejść, że nie potrzebuje pańskiej łaski i że wstąpiłem dla formy jedynie.
D‘artagnan, śmiejąc się, uderzał po kieszeni, pokazując Colbertowi trzydzieści dwa pyszne zęby, olśniewającej białości, które zdawały się wyrażać: „Dajcie nam trzydziestu dwóch intendentów, schrupiemy ich z ochotą“.
Colbert nie przeląkł się trzydziestu dwóch ostrych zębów; wyprostował się i zaczął:
— Pan minister skarbu nie miał prawa tak uczynić.
— Co pan mówisz?... — zapytał d‘Artagnan.
— Mówię, że pański czek... Czy zechcesz mi go pan pakazać?
— Z ochotą... oto jest.
Colbert porwał tak śpiesznie podany papier, że muszkieter zaniepokoił się, a przedewszystkiem żałował, że go oddał.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/320
Ta strona została uwierzytelniona.
— 320 —