— Zwrócisz je pan do mojej kasy.
— Ja?... o!... panie Colbert, nie licz na to.
— Król potrzebuje swoich, pieniędzy, mój panie.
— A ja potrzebuje pieniędzy królewskich.
— Wierzę, lecz pan je zwrócisz...
— Ani myślę. Słyszałem zawsze, że, co się tyczy rachunkowości, jak pan powiadasz, dobry kasjer nie odbiera nigdy tego, co daje.
— Kiedy tak, mój panie, zobaczymy, co o tem powie król, któremu pokażę czek, na dowód, że Fouquet nietylko płaci, co się nie należy, lecz nawet nie odbiera kwitów.
— Rozumiem teraz — zawołał d‘Artagnan — dlaczegoś pan tak chciwie porwał ten papier!...
— Zobaczysz później, jaki on będzie użyteczny — odpowiedział Colbert, podnosząc papier do góry.
— O!... — krzyknął d‘Artagnan, chwytając zręcznie czek — rozumiem doskonale, panie Colbert, nie potrzebuję wcale na to czekać...
Schował do kieszeni papier, w locie złapany.
— Panie, panie!... — wołał Colbert — dopuszczasz się gwałtu...
— Daj pan spokój!... czyż warto zważać na maniery żołnierza?... — odparł muszkieter — żegnam pana i całuję serdecznie, najdroższy panie Colbert.
Wykręcił się na pięcie i wyszedł, śmiejąc się w nos przyszłemu ministrowi.
— Ten człowiek będzie mnie uwielbiał, — mruczał do siebie — szkoda wielka, że muszę mu trochę krwi napsuć.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/322
Ta strona została uwierzytelniona.
— 322 —