Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/323

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XLVII.
OSTATNIE PRZYGOTOWANIA.

Dla człowieka wytrawnego, jakim był d.Artagnan, który tyle niebezpiecznych chwil w życiu liczył, zajście obecne z Colbertem komicznem było jedynie.
D‘Artagnan zatem pozwolił sobie śmiać się z pana intendenta, począwszy od ulicy Małych-Pól, aż do ulicy Lombardów.
Spory to kawał drogi. D‘Artagnan miał czas na wybuchy wesołości. Śmiał się jeszcze, gdy Planchet ukazał się na progu swego sklepu, także się śmiejący.
Planchet bowiem, od powrotu swego pana, od czasu zdobycia gwinej angielskich, większą cześć życia spędzał na tem, co d‘Artagnan robił teraz, idząc od ulicy Małych-pól do ulicy Lombardów.
— Przybywasz nareszcie, drogi mój panie, — zawołał Planchet.
— Tak, mój przyjacielu — odrzekł muszkieter — lecz odjeżdżam zaraz, to jest chcę mówić, zjem kolację, położę się, prześpię pięć godzin, a o świcie siadam na koń... Czy mój wierzchowiec dostał podwójną porcję?...
— O!... najdroższy panie, wiesz przecie, że wierzchowiec twój jest ulubieńcem wszystkich domowników; chłopcy moi całują go i pieszczą od rana do wieczora, pasą cukrem, orzechami i przeróżnemi przysmakami. Pytasz pan, czy dostał swoją porcję owsa?... zapytaj lepiej, czy nie pękł z przejedzenia.