Lecz zaraz sam sobie zrobił następujący zarzut:
— Bardzo dobrze, dowódco!... ale to nie jest dostateczną odpowiedzią. Prawda, że byłeś mężny tego dnia, ponieważ palono twój dom, ale możnaby założyć się o sto, a nawet o tysiąc przeciw jednemu, że gdyby tym panom wichrzycielom nie przyszła była do głowy ta fatalna myśl, plan ich byłby im się udał, a przynajmniej ty nie byłbyś im w tem przeszkadzał. Teraz zaś cóż ciebie tam czeka?... W Bretanii nie masz domu do spalenia, ani skarbu, któryby ci można zabrać. Tak!... ale masz skórę, ową drogę skórę pana d‘Artagnana, która starczy za wszystkie domy i wszystkie skarby świata. Otóż ta skóra bardzo ciebie interesuje, albowiem pokrywa ona serce, które jeszcze mocno życzy sobie żyć. A więc i ty życzysz sobie jeszcze żyć, a to tem bardziej, iż żyjesz nierównie lepiej od czasu, jak jesteś bogaty. A cóż to będzie do pioruna!... jeżeli podwoję mój majątek i zamiast tego pręcika, co trzymam w ręce, będę w niej trzymał buławę marszałkowską?... I w rzeczy samej nie jest to bynajmniej sen; któż u kata będzie sprzeciwiał się, jeżeli król zrobi mnie księciem i marszałkiem, tak jak ojciec jego Ludwik XIII-ty zrobił księciem i konnetablem Alberta de Luignes?... Czyż nie jestem równie mężnym a nierównie roztropniejszym od owego głupca de Vitry?... Ale kto wie, czy właśnie to nie sprzeciwi się memu awansowi, że mam za wiele rozumu. Chwała Bogu, jeżeli jest sprawiedliwość na tym świecie, bo ja z losem mam niektóre rachunki do załatwienia. Winien mi on wynagrodzenie za wszystko, co zrobiłem niegdyś dla Anny Austriackiej, i zwrot tego wszystkiego, co ona zaniedbała dla mnie uczynić. Jakoż w tej chwili, zdaje się, iż jestem w dobrych stosunkach z królem, i to z królem, który, zdaje się, chce rządzić.
Lecz z drugiej strony serce moje zdaje się przemawiać do mnie za panem Fouquetem. Zobaczymy, kto to jest ten pan Fouquet obok króla?... Nie więcej tylko spiskowiec, który nawet nie zadaje sobie tyle pracy, aby zataić swoje spiski; dlatego też jakże broń moja byłaby ostra przeciw niemu, gdyby jego grzeczność i rozum nie były jej cokolwiek przytępiły. Po-
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/327
Ta strona została uwierzytelniona.
— 327 —