towarzystwo, które zawsze potrafi mnie zająć; z tem wszystkiem, bardzo jestem rad, z pańskiego przybycia.
Ale, mówiąc to, jegomość w starych butach spojrzał niespokojnie na swój stół, na którym już nie było ostryg, pozostał tylko kawałek solonej słoniny.
— Mój panie — szybko zawołał d‘Artagnan — gospodarz niesie tu za mną tłustą cyrankę i przepyszny tort.
D‘Artagnan bowiem wyczytał w spojrzeniu swego towarzysza obawę, czyli czasem jaki zgłodniały pieczeniarz nie nachodzi jego mieszkania. I nie pomylił się; gdyż na to oświadczenie oczy nieznajomego rozpogodziły się.
Jakoż i gospodarz, jakby wołany, przybył z zapowiedzianemu potrawami.
Tort i cyrankę postawiono obok kawałka wędzonej słoniny d‘Artagnan i jego towarzysz, skłoniwszy się wzajemnie, usiedli na przeciw siebie i jakby dwaj bracia podzielili się słoniną i innemi potrawami.
— Przyznaj pan — rzekł d‘Artagnan — że każde stowarzyszenie jest cudowna rzeczą.
— Dlaczego?... — zapytał nieznajomy, zapchawszy usta jedzeniem.
— Najprzód — rzekł d‘Artagnan — zamiast jednej świecy, którą miał każdy z nas, mamy ich teraz dwie. Potem widzę, że pan smaczniej zajadasz mój tort, również jak ja zajadam smaczniej pańską słoninę. W końcu, oprócz tego, że nam widniej i mamy więcej jedzenia do wyboru, ja znajduję nadto przyjemność w towarzystwie pańskiem.
— Widzę, że pan lubi żartować — rzekł uprzejmie nieznajomy.
— Tak, lubię żartować i jestem wesoły, jak wszyscy, co nie mają nic na głowie. Ale z panem, rzecz musi być inaczej — mówił dalej d‘Artagnan — z oczu pańskich widzę, że pan dużo myślisz.
— Tak!... panie.
— No, wyznaj mi pan jednę rzecz.
— Jaką?...
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/333
Ta strona została uwierzytelniona.
— 333 —