— Za pozwoleniem — przerwał poeta — nie wiem, czy będziemy mieli czas pić wino, bo trzeba się nam spieszyć, gdyż muszę korzystać z przypływu morza, aby zabrać się na statek.
— Na jaki statek?.... — spytał d‘Artagnan.
— Ależ na statek, który odpływa do Belle-Isle.
— Aha! do Belle-Isle — podjął muszkieter. — No, to dobrze!
— O! będziesz pan miał jeszcze dość czasu — zawołał gospodarz; otwierając butelkę — statek odpływa aż za godzinę.
— Któż mi da znać, gdy będzie czas?... — zapytał poeta.
— Pański sąsiad — odrzekł gospodarz.
— Lecz ja go prawie nie znam.
— Skoro pan usłyszysz, że odjeżdża, będzie czas i na pana.
— Czy i on jedzie do Belle-Isle?
— Tak.
— Ten pan, co ma lokaja?... — zapytał d‘Artagnan.
— Tak, ten sam.
— To zapewne jakiś szlachcic?
— Tego nie wiem.
— Jakto nie wiesz pan?
— Bynajmniej, nie znam go, i wiem tylko, że pije to samo wino, co panowie.
— Do szatana!... To wielki zaszczyt dla nas — rzekł d‘Artagnan, nalewając swemu towarzyszowi, gdy tymczasem gospodarz odszedł.
— Tak więc — zaczął poeta, wracając do poprzedniego przedmiotu — pan nigdy nie widziałeś, jak drukują?...
— Nigdy.
— Patrzże pan, oto tak, bierze się litery, składając wyraz, oto są: A. B. R. E. G. E.
I zebrał je i ułożył z szybkością i zręcznością, które nie uszły oka d‘Artagnana.
— Masz pan wyraz Abrege — rzekł skończywszy.
— Prawda — odpowiedział d‘Artagnan — że to są litery zebrane, ale jakże się trzymają, aby się nie rozpadły?...
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/337
Ta strona została uwierzytelniona.
— 337 —