— Ależ niepotrzebnie nakładać tyle drogi, która tu tworzy kąt.
Rybak potrząsnął głową.
— A przecież każda droga najkrótsza z jednego punktu do drugiego jest linją prosta — mówił dalej d’Artagnan.
— Ale pan zapominasz o falach.
— No, to prawda.
— A wiatr?
— I temu nie przeczę.
— Otóż prąd Loary pędzi statki aż do Croisie. Jeżeli potrzebują naprawy albo odświeżenia zapasów, udają się do Pirial, płynąc nad brzegiem morskim. Z Pirial mają znowu inny prąd wody, wsteczny, który je pędzi aż do wyspy Dumet całe półtrzeciej mili.
— Masz słuszność, mój przyjacielu.
— Tam prąd rzeki Vilaine niesie je do innej wyspy zwanej Hoedie.
— I na to się zgadzam.
— Otóż, mój panie, z tej wysepki do Belle-Isle droga zupełnie prosta. Morze, przecięte na krzyż temi przeciwnemi prądami, ma tu gładką powierzchnię, podobna do zwierciadła, po którem statki przesuwają się jak kaczki po Loarze.
— Wszystko to dobrze — odrzekł uparty pan Agnan — jednakże to bardzo wiele nałożonej drogi.
— Zresztą!... Taka jest wola pana Fouquet — zakończył rybak, uchylając wełnianej czapki, przy wymówieniu tego szanownego nazwiska.
Spojrzenie d‘Artagnana, które przeszyło, jak klinga szpady, serce mówiącego starca, nie znalazło w nim nic prócz otwartości i zaufania, a na twarzy jego malowała się obojętność i zadowolenie.
D‘Artagnan dosyć już w tem miejscu postąpił w badaniach; zresztą, statki już odpłynęły, i w porcie Pirial pozostała tylko krypa starego rybaka, która nie była jeszcze przygotowaną do wypłynięcia na morze.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/342
Ta strona została uwierzytelniona.
— 342 —