Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/343

Ta strona została uwierzytelniona.
—   343   —

Muszkieter więc nasz pogłaskał Fureta, który w dowód posłuszeństwa puścił się żwawo wśród żup solnych, chwytając nozdrzami suchy wiatr, pod którym uginały się krzewy i liche chwasty tych rozległych równin.
Około godziny piątej przybył do Croisie.
Widząc, że niebo pogodne, i czując wonny wietrzyk, rzekł do siebie:
— Za pierwszym przypływem puszczę się na morze, choćby na łupinie z włoskiego orzecha.
W Croisie, również jak w Pirial, dostrzegł niezmierne stosy poskładanych kamieni na obszernym placu.
Te olbrzymie składy, zmniejszające się za każdym nowym transportem, wysyłanym do Belle-Isle, utwierdzały naszego muszkietera w domniemaniu, które już powziął był w Pirial.
Ale czy pan Fouquet naprawiał tylko mury, czy też budował warownię, to stwierdzić mógł tylko naocznie.
D‘Artagnan więc odesłał konia do stajni, zjadł wieczerzę, położył się, a nazajutrz zrana zaczął przechadzać się pomiędzy stosami kamieni.
Croisie ma port, pięćdziesiąt stóp rozległy, i strażnicę, wyglądającą zupełnie, jak piramida z ciasta na półmisku.
Na brzegu kilku rybaków rozmawiało o serdelach i rybach morskich.
Pan Agnan z okiem wypogodzonem i uśmiechniętą twarzą zbliżył się do nich.
— Czy będziecie dziś łowili ryby, moje dzieci?... — zapytał.
— Tak, panie, — odrzekł jeden z nich, — czekamy tylko na przypływ morza.
— A gdzież łowić będziecie?...
— Przy brzegach.
— Któreż brzegi są najlepsze?...
— Jak się zdarzy; ale najlepsze są około wysp.
— Ależ do wysp za daleko stąd.
— Niezbyt daleko. Cztery mile.
— Cztery mile!... To mała podróż?...
Rybak zaczął śmiać się pod nos panu Agnan.