Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/347

Ta strona została uwierzytelniona.
—   347   —

— Ho!... ho!... — rzekł d‘Artagnan, na widok tych ogromnych skał — zdaje mi się, że to są doskonale fortyfikacje naturalne, ne potrzebujące inżyniera, aby nie dopuścić do wyładowania. Ciekawy jestem, którędy możnaby dostać się na wyspę, kiedy ją sam Bóg tak doskonale obwarował.
— O to tedy — zawołał sternik, zmieniając kierunek szalupy, która też weszła wkrótce do zgrabnego porciku, zupełnie na nowo wyrestaurowanego.
— Cóż to ja widzę, u kata?... — rzekł d‘Artagnan.
— To jest Lokmarin — odpowiedział rybak.
— A to dalej?
— To Bangos.
— A to, w tej stronie?
— To pałac.
— Do stu katów! Co tu tego!... A! otóż i żołnierze.
— Jest ich tu tysiąc siedmiuset na wyspie Belle-Isle — rzekł rybak z dumą. — Czy wiesz pan, że tutejsza załoga składa się ni mniej ani więcej, jak z dwudziestu dwóch kompanij piechoty?
— Do licha!... Zawołał d‘Artagnan, uderzając nogą, i pomyślał, że Jego Królewska Mość może się nie omylił, podejrzewając Fouqueta o obwarowywanie wyspy Belle-Isle.
Wtem przybito do lądu. Podczas każdego wylądowania, chociażby to był najmniejszy statek, zawsze panuje pewna wrzawa i zamieszanie, które nie pozostawia umysłowi tej swobody, jakiej potrzebuje, chcąc na pierwszy rzut oka zbadać miejsce, do którego się przybywa. Most ruchomy, zwijający się, majtkowie, szum wody, odbijającej się o grunt kamienisty, wołania o pośpiech czekających na brzegu, oto są różnorodne szczegóły wylądowania. Dlatego też d‘Artagnan, po wylądowaniu, dopiero w kilka minut spostrzegł na wyspie mnóstwo zajętych robotników. Większe odłamy, nałożone na taczki, przewożono w tymże samym kierunku, to jest na miejsce prac, których rozmiaru d‘Artagnan nie mógł zrazu ocenić.
D‘Artagnan radby był posunąć dalej swój przegląd, lecz nie mógł tego uczynić bez wzburzenia podejrzeń o zbyteczną cie-