Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/349

Ta strona została uwierzytelniona.
—   349   —

cyj był nierównie korzystniejszym dla oblężonych, ponieważ strzały armatnie oblegających czynił bezskutecznemi. Fosy te, prócz tego, będąc niższe od poziomu morza, mogły z łatwością napełnione być wodą, za pomocą śluz podziemnych.
Zresztą, jak już powiedzieliśmy, prace te były na ukończeniu i robotnicy, wypełniając rozkazy inżyniera, już ostatnie układali kamienie. Most z desek rzucony był przez fosę dla przejazdu taczek. D‘Artagnan z naiwną ciekawością zapytał, czy wolno przejść przez ów most, na co mu odpowiedziano, iż żaden rozkaz się temu nie sprzeciwia. Przeszedł więc i zbliżył się do robotników, którym przewodził ów człowiek, którego d‘Artagnan już pierwej zauważył, a który wyglądał na naczelnego inżyniera. Plan leżał przed nim, rozłożony na wielkim kamieniu, służącym za stół, o kilka zaś kroków dalej stał szyldwach.
Inżynier ów, który z powoda swego znaczenia ściągnął na siebie wyłącznie uwagę d‘Artagnana, miał na sobie ubiór za bogaty jak na taki stan i zatrudnienie. Był to człowiek wysokiego wzrostu, szerokich pleców, silnie zbudowany, i nosił kapelusz, ozdobiony piórem. Rozprawiał dumnie, stojąc tyłem do d‘Artagnana, łajał robotników, że są leniwi i mało dokładają siły. D‘Artagnan zbliżał się ciągle. W tej właśnie chwili inżynier przestał mówić i oparłszy ręce na kolanach, pochylony, patrzył, jak sześciu robotników wysilało się, aby podnieść ogromny kamień o tyle, iżby można pod niego podłożyć linę, którą miał być windowany. Ludzie ci natężali siły, aby go podnieść o osiem lub dziesięć cali od ziemi, pocili się i stękali, a siódmy oczekiwał pory sposobnej do podłożenia pod niego walca; ale już po raz drugi kamień wymykał się im z rąk, zanim go zdołali podnieść do potrzebnej wysokości. Ilekroć kamień upadał, robotnicy odskakiwali z obawy, aby im nóg nie przytłukł, a on tymczasem coraz głębiej zapuszczał się w ziemię. I po raz trzeci nie lepiej im się udało, pomimo że ów człowiek z piórem wołał na nich potężnym głosem, aby silnie trzymali. Gdy to jednak nie pomagało, inżynier wyprostował się.