Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/350

Ta strona została uwierzytelniona.
—   350   —

— No!... cóż u licha?... — zawołał, — czy jesteście ze słomy!... Usuńcie się, ja wam pokażę, jak się to robi.
— Co u djabła!... — pomyślał d‘Artagnan, — miałżeby zamiar sam podnieść tę skałę?...
Robotnicy usunęli się znużeni, potrząsając głową; pozostał tylko ten, który trzymał walec.
Nieznajomy nasz zbliżył się do kamienia, schylił się, wsunął pod niego ręce, natężył swoje herkulesowe muskuły i zwolna, jakby za pomocą machiny, podniósł odłam do wysokości jednej stopy.
Robotnik, trzymający walec, skorzystał z tej chwili i podsunął go.
— A widzicie!... — zawołał olbrzym, nie puszczając kamienia z rąk, lecz zwolna kładąc go na walec.
— Do kroćset szatanów!... krzyknął d‘Artagnan — jednego tylko znam człowieka na świecie z podobną siłą.
— Co?... — odezwał się inżynier, obracając się.
— Porthos! — zawołał d‘Artagnan osłupiały — Porthos na Belle-Isle!...
— D‘Artagnan... — krzyknął Porthos.
I rumieniec wystąpił mu na twarz.
— Ciszej!... rzekł do d‘Artagnana.
— Ciszej!... — powtórzył ze swej strony muszkieter.
Równie jak d‘Artagnan zdziwił się widokiem Porthosa, tenże oniemiał na widok d‘Artagnana.
Zrazu zobopólny interes osobisty zajął ich wyłącznie; lecz, w mgnieniu oka, obaj rzucili się w objęcia.
Nie mieli oni potrzeby ukrywać swojej przyjaźni, wszakże wobec ludzi obcych, starali się zataić swe nazwiska.
Ale po uściskach nastąpiła rozwaga.
— Co u licha Porthos robi w Belle-Isle i naco podnosi kamienie?... — pomyślał d‘Artagnan. lecz pomyślał tylko.
Mniej biegły w dyplomacji od swego przyjaciela, Porthos zapytał go głośno:
— Co u djabła sprowadza cię na Belle-Isle? Jaki tu możesz mieć interes?...