Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.
—   49   —

oficer ów spotykał się ze spojrzeniem królewskiem, i umiał czytać w niem aż do głębi, bo, rzuciwszy tylko okiem na twarz Ludwika XIV, zrozumiał wszystko, co się dzieje w głębi jego serca, zrozumiał to znudzenie, tę chęć pożegnania obecnych, którą jednak młody monarcha bał się głośno wypowiedzieć; zrozumiał, iż należy królowi oddać przysługę, choć jej nie żądał, oddać mu ją nawet pomimo jego woli. To też, nie wahając się długo, zawołał donośnym głosem:
— Służba królewska!...
Słowa te wywarły wrażenie grzmotu, zagłuszającego dźwięki muzyczne, śpiew, gwar uliczny. Kardynał i królowa matka patrzyli z zadziwieniem na Jego Królewską Mość.
Ludwik XIV, blady, lecz zdecydowany i podtrzymywany śmiałością oficera, który tak łatwo odgadł jego myśli, powstał z fotelu, na którym w ciągu kilku ostatnich chwil siedział i postąpił ku drzwiom.
— Odchodzisz, mój synu?... — odezwała się królowa, gdy tymczasem Mazarini zadowolnił się zapytaniem, wyrażonem w spojrzeniu, które mogłoby uchodzić za łagodne, gdyby nie było przenikliwe.
— Tak jest — odrzekł król — czuję się nadzwyczaj znużonym, a chciałbym jeszcze dziś kilka listów napisać.
Król skłonił się wszystkim głową, przeszedł salę i zbliżył się do drzwi. We drzwiach podwójny szereg, utworzony z dwudziestu muszkieterów, oczekiwał na Jego Królewską Mość. Na końcu szeregu stał oficer, z obnażoną szpadą w ręce. Król przeszedł pomiędzy muszkieterami, a cały tłum dworzan i szlachty, stojący poza szeregiem, wspinał się na palce, aby raz jeszcze ujrzeć oblicze monarchy.
Książę Gaston na czele dworu odprowadził króla do jego apartamentów.
Przybywszy do pokoi, przeznaczonych na pobyt monarchy, które łączyły się z zamkiem za pomocą szerokich schodów, książę Gaston odezwał się: