— Mam ten zaszczyt.
— A więc... i ja nim jestem... Pomiędzy szlachtą powinny być pewne względy zachowane.
Szyldwach opuścił broń, zwyciężony godnością, z jaka słowa powyższe zostały wypowiedziane.
— Proszę.. mów pan — odrzekł — jeśli pan żądasz czegoś, co będzie w mej mocy...
— Dziękuję. Musi tu być zapewne jakiś oficer, nieprawdaż?...
— Nasz porucznik... tak, panie.
— Chciałbym z nim pomówić.
— A!... to co innego... proszę, wejdź pan.
Nieznajomy skłonił się szylwachowi wyniośle i wszedł na schody, poprzedzony wołaniem: „poruczniku, wizyta“!... przebiegającem od straży do straży, i niedającem usnąć oficerowi, który już zamknął oczy.
Zerwawszy się z fotelu i przetarłszy oczy, porucznik postąpił trzy kroki naprzeciw nieznajomemu.
— Czem panu mogę służyć?...
— Pan jesteś oficerem służbowym, porucznikiem muszkieterów?...
— Tak, panie — odrzekł oficer.
— Panie, muszę koniecznie widzieć się z królem.
Parucznik przyjrzał się bacznie nieznajomemu, i jednym rzutem oka, chociaż bardzo krótkim, ocenił to, co chciał ocenić, a mianowicie, iż nowo-przybyły był człowiekiem niezmiernie wyróżniającym się dystynkcją i obejściem, ukrywającem się pod skromnem, zwyczajnem ubraniem.
— Nie przypuszczam, abyś pan był szalonym, a jednak podobna myśl nasunąćby mi się łatwo mogła. Czy pan nie wiesz, iż do króla nie wchodzi się, póki on na to nie zezwoli?
— Zezwoli... panie!
— Pozwoli pan, iż będę przeciwnego zdania. Król powrócił przed kwadransem i zapewne w tej chwili już się rozbiera. Zresztą otrzymałem rozkaz nie wpuszczać nikogo.
— Gdy dowie się, kto pragnie z nim mówić — rzekł nieznajomy, podnosząc głowę — odwoła ten rozkaz.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.
— 53 —