Nowoprzybyły coraz bardziej zadziwiał porucznika, lecz zarazem coraz więcej zjednywał sobie jego życzliwość.
— Jeśli przychylę się do pańskiego życzenia, czy mogę przynajmniej wiedzieć, kogo mam zaanonsować?
— Zaanonsujesz pan Jego Królewską Mość Karola II-go, króla Anglji, Szkocji i Irlandji!...
Oficer krzyknął zadziwiony, a na twarzy jego, nagie pobladłej, wyryło się wrażenie, którego nigdy nie stara się ukryć mężczyzna prawdziwie odważny.
— O!... tak... istotnie... Najjaśniejszy Panie — rzekł — powinienem był cię poznać natychmiast.
— Widziałeś więc mój portret?...
— Nie... Najjaśniejszy panie.
— A więc mnie samego widziałeś dawniej, nim mnie wygnano z Francji.
— I to jeszcze nie... Najjaśniejszy panie!...
— Jakże więc mógłbyś mnie poznać, nie widząc nigdy ani mnie samego, ani mojego portretu?
— Najjaśniejszy panie... widziałem Jego Królewską Mość Waszego ojca w chwili najstraszniejszej...
— W dniu...
— Tak...
Cień smutku zasępił wzrok nieszczęśliwego monarchy. Po chwili milczenia, ocierając czoło, jak gdyby chciał odpędzić przykrą myśl.
— I cóż — rzekł — czy jeszcze masz pan co do powiedzenia przeciwko mojemu widzeniu się z królem Ludwikiem XIV-ym?
— Najjaśniejszy panie, przebacz mi — odrzekł oficer — lecz nie mogłem odgadnąć króla pod tem skromnem przebraniem. A jednak, jak to już miałem zaszczyt powiedzieć Waszej królewskiej mości, widziałem króla Karola I-go... Lecz przepraszam... biegnę uprzedzić monarchę.
I porucznik podbiegi do drzwi, które mu otworzył pokojowiec królewski.
— Jego Królewska Mość król Anglji — zawołał oficer.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.
— 54 —