Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.
—   59   —

— Dwustu szlachty!.. także niewiele!.. zaledwie cokolwiek więcej niż jedna kompania.
— Najjaśniejszy panie!.. W naszym rodzie przechowuje się pewna tradycja, a mianowicie, iż czterech szlachciców francuskich, oddanych mojemu ojcu, omal go nie ocaliło, pomimo iż skazany był przez parlament, strzeżony przez armję, otoczony niechętnym narodem.
— A więc, gdybym ci dostarczył miljon liwrów lub dwustu szlachty, byłbyś zadowolony i uważałbyś mnie za dobrego brata?..
— Uważałbym cię za zbawcę!.. a jeżeli kiedykolwiek wstąpię na tron ojca mojego, Anglja będzie, przynajmniej tak długo, jak długo ja będę panował, siostrą Francji, tak jak ty mi jesteś bratem.
— A zatem, mój bracie — rzekł Ludwik, wstając z krzesła — o co ty wahasz cię prosić, o to ja poproszę... tak... ja... Czego nie chciałem nigdy zrobić dla siebie, zrobię dla ciebie. Idę do króla Francji, drugiego, bogatego, potężnego, i będę prosił, błagał... tak... ja... aby mi dał albo miljon, albo dwustu szlachty. Zobaczymy!..
— O!.. — wykrzyknął Karol. — Jesteś najszlachetniejszym przyjacielem, Najjaśniejszy panie... Ty mnie uratujesz... a gdyby kiedy potrzeba było, abym życie moje oddał za ciebie, zażądaj tylko...
— Ciszej, mój bracie, ciszej — rzekł prawie szeptem Ludwik — uważaj by nas nie podsłuchano... Nie jesteśmy jeszcze u celu!.. Prosić Mazariniego o pieniądze to gorzej i trudniej, niż przejść przez zaczarowany las, w którym każde drzewo kryje przeistoczonego djabła... to trudniej, niż wybrać się na podbój całego świata. Lecz mimo to — będę się starał ubłagać go. Idę do pana kardynała. Za chwilę wrócę. Poczekaj na mnie mój bracie!