Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.
—   66   —

— Tylko tyle?... miliona?... maleńkiego miljonika!... No, no... proszę — rzekł Mazarini ironicznie, nie mogąc tym razem ukryć włoskiego akcentu mowy, który uwidoczniał się zawsze w chwilach, gdy kardynał wpadał w złość. — Daj bracie miljonik... maleńki miljonik!... oh!... rodzina żebraków!... — dodał z wyrazem najgłębszej pogardy.
— Kardynale — ozwał się Ludwik, podnosząc głowę — ta rodzina żebraków jest gałęzią mej rodziny!...
— Czy Wasza Królewska mość jest dość bogatym, aby mógł rozdawać miljony?... Czy masz, Najjaśniejszy Panie, ów żądany miljon do rozporządzenia?
— O!... — odrzekł Ludwik z odcieniem najwyższej boleści, którą jednak siłą woli stłumił w głębi swego serca. — O!... tak, panie kardynale, wiem, że jestem biednym... ale korona Francji warta przecie miljon... na wykonanie zaś dobrego uczynku zastawiłbym w razie potrzeby moją koronę... Przypuszczam, że znajdą się żydzi, co dadzą na nią miljon.
— Wiec powiadasz, Najjaśniejszy Panie, iż ci potrzeba miliona?... — zapytał Mazarini.
— Tak, panie, powiedziałem to.
— A jednak myli się Wasza Królewska Mość bardzo... nie miljona nam potrzeba, ale więcej... dużo więcej!... Bernouin!... Zobaczysz, Najjaśniejszy Panie, ile nam naprawdę potrzeba... Bernouin!..
— Jakto, kardynale, czyżbyś chciał zasięgać w tych sprawach rady lokaja?...
— Beruouin!.. — wołał kardynał, nie zwracając uwagi na upokorzenie młodego monarchy — zbliż się i wymień mi sumę, o jakiej przed chwilą mówiliśmy...
— Kardynale!... kardynale!... nie zrozumiałeś mnie widocznie — przerwał Ludwik, blady z oburzenia.
— Najjaśniejszy Panie, proszę się nie gniewać, ja otwarcie prowadzę interesy Waszej Królewskiej Mości. Cała Francja, cały świat zna je dobrze. Książki i rachunki moje otwarte są dla wszystkich. Bernouin!... czego to ja od ciebie żądałem przed chwilą?