Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.
—   74   —

Aby ułatwić mu smutne wyznanie, odezwał się pierwszy:
— Cokolwiek bądź się stanie, nie zapomnę nigdy dobroci twojej, Najjaśniejszy Panie, życzliwości, jaka względem mnie okazałeś.
— Niestety — odrzekł głucho Ludwik — nie na wiele zda się dobra wola, mój bracie.
Karol II-gi pobladł nadzwyczajnie, otarł zimna ręką spotniałe czoło i z wyraźnym wysiłkiem odrzekł:
— Serdeczne dzięki składam ci, Najjaśniejszy Panie. Prosiłem daremnie o pomoc największego z królów ziemi, teraz będę prosił Boga, aby raczył zlitować się nade mna.
I, nie chcąc słyszeć więcej, wyszedł, z czołem dumnie wzniesionem, z ręka drżącą, a na jego bladej twarzy malowała się rozpacz.
Oficer muszkieterów, ujrzawszy te bladość, skłonił mu się, przyklękając prawie na kolano.
Wziął następnie pochodnie, przywołał dwóch muszkieterów i sprowadził nieszczęśliwego monarchę ze schodów, trzymając w prawem ręku kapelusz, którego pióro wlokło się po kamiennych stopniach.
Przybywszy do bramy, oficer spytał króla, w którą stronę udaje się, aby mógł tam wysłać przodem muszkieterów.
— Panie — odrzekł Karol II-gi półgłosem — ty, co znałeś mojego ojca, może czasem modliłeś się za niego. Jeżeli tak, nie zapomnij i o mnie w swych modlitwach. Obecnie idę sam i proszę, aby mi nie towarzyszono.
Oficer skłonił się i odesłał muszkieterów do pałacu.
Sam jednak pozostał jeszcze przez chwilę pod sklepieniem przedsieni, dopóki Karol II-gi nie zniknął mu z oczu na zakręcie ulicy.
— Do tego, tak samo jak dawniej do jego ojca — mruknął — Athos, gdyby tu był, odezwałby się słusznie: „Cześć upadłemu majestatowi!“
Później zaś, idąc po schodach:
— A!... podła służba — powtarzał na każdym stopniu. — Znikła już wspaniałomyślność, niema energji!... Mordioux!...