Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XIII.
MARJA MANCINI.

Słońce oświetlało zaledwie pierwszemi promieniami wielkie drzewa w parku i wysokie wieżyczki zamkowe, gdy młody król, zbudziwszy się już przed dwiema godzinami, miłość bowiem spać mu nie pozwalała, otworzył sam okiennice i rzucił ciekawe spojrzenie na podwórze zamku, pogrążonego we śnie. Widział, że nadchodzi godzina umówiona. Wielki zegar zamkowy wskazywał kwadrans na piątą. Nie wezwał wcale pokojowca, śpiącego smacznie w pobliżu, ubrał się sam.
Następnie zszedł małemi schodkami, potem przez bramę boczną i spostrzegł pod murem parkowym jeźdźca na koniu, trzymającego drugiego konia za cugle. Jeźdźca nie można było poznać, tak zawinął się w płaszcz i przysłonił twarz kapeluszem. Co do konia, osiodłanego na sposób mieszczański, ten nie przedstawiał nic szczególnego dla oka znawcy. Ludwik ujął konia za cugle; oficer przytrzymał mu strzemiona, nie zsiadając wcale z konia, a następnie przyciszonym głosem spytał o rozkazy Jego Królewskiej Mości.
— Proszę za mną — odparł Ludwik XIV-ty.
Oficer puścił konia truchtem za koniem swego pana i w ten sposób zbliżali się do mostu.
Gdy znaleźli się już po drugiej stronie Loary. —
— Poruczniku — rzekł król — bądź łaskaw puścić się przodem i jechać tak długo, dopóki nie dostrzeżesz karety. Potem powrócisz i uprzedzisz mnie o tem. Ja tutaj zaczekam.